wtorek, 4 czerwca 2013

Być tą trzecią



            Jej twarz widzę w miejscach, w których nie ma prawa się pojawić. Na dźwięk jej imienia przed oczami mam najróżniejsze obrazy, przywołujące nie najlepsze momenty z mojego życia. Nienawidziłam jej twarzy, jej sposobu poruszania się, jej sposobu mówienia. A przecież to ja jej odebrałam szczęście. Z buciorami brutalnie wtargnęłam w jej świat, kierując się tylko chęcią zaspokojenia swoich pragnień i spełnienia swoich marzeń. Ona też miała marzenia. Ich wspólne marzenia. Miała plany. Ich wspólne plany. Ja jej to wszystko zabrałam. Chciałam zbudować swoje szczęście na podwalinach jej rozpaczy.
            Może dlatego nigdy nie byłam w pełni szczęśliwa. Nieustannie wracałam myślami wstecz, szukając wyjaśnienia i odpowiedzi na pytania, które nie chciały ulecieć z mojej głowy. Czy on mnie naprawdę kocha? Czy jego miłość do niej już wygasła? Czemu tak długo zwlekał?
         Przecież tak samo mógł postąpić ze mną. Ukrywać zdradę przez wiele miesięcy, które po jakimś czasie przerodziłyby się w lata. Wyrzekać się miłości do mnie, zapewniać inną, że kiedyś mnie porzuci, że na razie to nie jest takie proste. Nie umiałam spojrzeć na siebie w lustrze. Widziałam kochankę, która zrujnowała kawałek życia innej kobiecie. Kobieta nie powinna czynić krzywdy drugiej kobiecie. Widziałam jej łzy, gdy się do mnie zbliżał. Dlatego budowałam mur między nami, którego żaden z nas nie umiał przełamać. Na początku cielesnością chciałam go przy sobie zatrzymać. To był mój azyl, który dawał mi pewność, że w tamtej chwili myśli tylko o mnie, że spędza ze mną czas, a nie z nią. Każda minuta była ważna. Każda minuta, której nie spędzał ze swoją dziewczyną.
Potem bałam się jego bliskości. Nie widziałam już jej łez, ale czułam swoje spływające po moich policzkach. Czułam się brudna i upodlona, mimo, że wybrał mnie, porzucając tamtą. Byłam lepsza. Ale w czym? Zwabiłam go niczym modliszka, nie zważając na cierpienia innych. Szukałam usprawiedliwienia w tym, że to on obiecując szybkie rozstanie z nią, zaproponował pierwsze spotkanie. U mnie w domu. Nie na ulicy, bo ktoś mógłby nas zobaczyć.
Pewnego razu nas zobaczyła. On pobiegł za nią, a ja zostałam w deszczu, próbując zapalić papierosa. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona. Cieszyłam się na myśl, że musi jej się tłumaczyć, w głębi duszy czułam do niego odrazę. Miałam nadzieję, że tym razem ten związek się skończy, a w myślach kreowałam wizję, w której to ja jego odrzucam. Ale w głębi duszy wiedziałam, że nigdy tak się nie stanie. Że, gdy tylko powie mi, że z nią koniec, ja potulnie wtulę się w jego ramiona, szczęśliwa, że moje marzenie się spełniło. 
                                                                                                             A

Second-handowy raj.

Jak wiemy, amerykańscy naukowcy są specjalistami w niemal każdej dziedzinie życia, co chwilę pojawiają się nowe informacje, czego też oni nie odkryli. Wiele z nich jest z pewnością grubo przesadzone. Jednak, jedno można zdecydowanie potwierdzić: nic tak nie poprawia humoru kobiecie, jak zakupy. Bieganie między wieszakami, czy przymierzanie kolejnej pary butów znacznie uwalniają endorfiny. I słusznie. Niestety, gdy następnego dnia nasz zakup widzimy również i na innej przedstawicielce płci pięknej, często wracamy wtedy do punktu wyjścia. 
W takim razie, jak tego uniknąć? A od czego są second-handy i ciągnące się metrami wieszaki z niezwykłymi strojami, które z pewnością nie powtórzą się następnego dnia na innej? 
A pomyślałyście kiedyś, przez chwilę, ile wydajemy kasy na ciuchy „z metką”, tylko po to, by następnego dnia stanąć przed szafą z myślą: Nie mam co na siebie włożyć? Nie? tak myślałam..
Wcale nie stałam się zagorzało ekolożką, która będzie Wam teraz prawić morały i mówić, by chodzić w workach, albo swetrach z odzysku. Ale second-handy?
Te sklepy są niesamowite, magiczne. Oczywiście, nie każda „szmatka” nadaje się do noszenia, takie życie. Ja również długo nie mogłam się do nich przekonać, to całkiem normalne, jednak te cuda jakie można tam znaleźć są nie do podrobienia (dosłownie!). Nigdy nie widziałam, dwóch takich samych rzeczy. Za to widziałam mnóstwo bluzek, spódniczek, czy innych samotnych rzeczy na wieszakach, które tylko czekają, by je stamtąd zabrać. I wiecie co? To naprawdę opłacalne.
Mój przykład, dla wszystkich niedowiarków (faceci, to też do was!):
Już lekko znudzona przeglądaniem kolejnego rzędu wieszaków, trafiłam na serie spódniczek. Myślę, idzie lato.. czemu by nie, raz po raz, idę dalej i nagle moim oczom ukazała się niezwykła spódniczka ołówkowa, patrzę - metka: Dorothy Perkins, cena: 9 złotych. Jesteś moja.
Po paru dniach, gdyż mimo wszystko warto jest je odświeżyć, zadowolona ubieram na uczelnię. Komentarze? Tylko pozytywne..
Gdzie kupiłaś?
W 2nd handzie..
Żartujesz, tak?
No.. nie.
Myślałam, ze w H&M, czy coś podobnego.
Nie tym razem.
Jak widać, nie ma dużej różnicy, miedzy metką, a 2nd handem. Skusisz się? Do zobaczenia miedzy wieszakami.
V.

niedziela, 2 czerwca 2013

Ach... jak fajnie, być czasem dzieckiem ;)

Wcześniejsze nasze notki zrobiły się bardzo poważne. Mężczyźni, śluby, zobowiązania... nie ma co się dziwić, to ważne momenty w życiu każdej kobiety. Jednak wczorajszy dzień uświadomił mi, że ten codzienny pęd za karierą, ustabilizowanym życiem prywatnym, szczęściem, które zależy od tak wielu czynników, skrywa w nas taki zupełnie zwyczajny, ludzki pierwiastek. Dziecko. 
W każdym z nas, gdzieś w środku drzemie ta słodka istota, którą byliśmy jeszcze kilkanaście lat temu, jednak szybko o tym zapomnieliśmy, a szkoda. I nie, wcale nie mówię, że mamy nagle rzucić wszystko i biec na plac zabaw, by pokręcić się na karuzeli, czy pójść poskakać w gumę przed klatką. Warto jednak, czasem, choćby w taki dzień jak wczoraj - dzień dziecka - przypomnieć sobie, te beztroskie chwile i oderwać choć na moment od codziennej rutyny, pracy, złych myśli. W jaki sposób wrócić do tych czasów? Choćby najbanalniejszy... poprzez bajki. 

Przekonanie, że są one wyłącznie dla dzieci odeszło wraz z erą pojawienia się  „Shreka”, czy też „Madagaskaru”. W dzisiejszych czasach, każdy, bez względu na wiek, świetnie bawi się przy animowanych kreskówkach. Nie ma chyba osoby, która by nie znała historii „Króla Lwa”. Na tej bajce wychowało się kilka pokoleń. Walt Disney postanowił do tego grona dołożyć następne, unowocześniając obraz o technikę 3D. „Król Lew” to piękna historia o dojrzewaniu i przyjaźni, wspaniałe, zawierające nutkę dydaktyzmu dialogi, piosenki, które śpiewa cały świat oraz nieśmiertelne „Hukana Matata” sprawiają, że bajka ta stała się wręcz międzynarodowym arcydziełem - klasykiem kina animowanego.


Nikogo nie dziwi, więc fakt, że coraz więcej dorosłych siada przed telewizorem, gdy na ekranie pojawia się Simba wraz z resztą bohaterów. 

Z całą pewnością spokojnie mogę polecić ten film wszystkim, którzy chcą zobaczyć ponadczasową opowieść, która zawiera więcej prawd życiowych niż niejedna książka czytana do poduszki. I w tym wyjątkowym dniu, szczególnie proponuję ją tym starszym dzieciom, które już pewnie zapomniały, że wciąż nimi są. ;) 
Poza tym, nikt nie jest tak rozpieszczany, jak te najmłodsze istoty. wykorzystajmy to i zróbmy coś dla siebie samych, rozpieśćmy siebie tego dnia.
 V.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Galimatias czyli kogel-mogel

              21 lat. Jesteś starą panną. Musisz wyjść za mąż. Chłopak, z którym się spotykałam został moim mężem, bo przecież co ludzie powiedzą. Nie jestem już nastolatką, zegar biologiczny tyka, czas pomyśleć o dziecku.  Ciąża, wspólne wychowywanie, kłótnie, rozwód, samotne wychowywanie…
              Innym się udaje. Miłość na całe życie. Dwie pasujące do siebie połówki, które odnalazły się w młodym wieku i pożegnają pod koniec życia.
              Ale już mamy XXI wiek. Większość ludzi przed dwudziestym piątym rokiem życia nie myśli o małżeństwie, a tym bardziej o zakładaniu rodziny. Teraz priorytetem jest wykształcenie, znalezienie dobrej pracy i zapewnienie sobie godnego życia. Miłość inaczej przebiega niż kilkanaście lat temu. W tak zwanym „konkubinacie” (choć bardzo nie lubię tego określenia) można żyć wiele lat, a pierścionek zaręczynowy na palcu kobiety może się nawet nigdy nie pojawić. Jeden powie: po co mi papierek, przecież jesteśmy szczęśliwi bez tego. Ale może problem tkwi w tym, że mężczyźni boją się deklaracji i podpisania kontraktu na całe życie? To wieczni chłopcy, którzy chcą jeszcze, nawet w dojrzałym wieku, poszaleć, zaznać czegoś nowego. Zastanawiają się czy ich partnerka jest właśnie TĄ JEDYNĄ. Pojawiają się wątpliwości, do głowy przychodzi coraz więcej pytań… Boją się utraty niezależności i wolności. Mimo, że kochają swoje partnerki, mają ochotę wyjść z kolegami na piwo i poopowiadać sprośne dowcipy.
             Kobiety są zupełnie inne. Gdy ich serce zabije mocniej, chciałyby spędzić z ukochanym 24 h na dobę, oglądając komedie romantyczne, dzielić się całym swoim życiem i planować wspólną przyszłość. Zadziwiające jest to, że od dawien dawna ludzie łączą się w pary, ale dopiero teraz na dźwięk hasła „ślub” mężczyźni reagują paniką. Może to swoboda wieku, uniezależnienie się kobiet i coraz większa liberalność społeczeństwa przyczyniła się do takiej zmiany postaci rzeczy? Dzisiaj już tylko nieliczni rodzice powiedzą 21-letniej córce:, jesteś starą panną, sąsiedzi gadają, że powinnaś już myśleć o mężu. Teraz ceremonia ślubna w kościele odbywa się przede wszystkim ze względu na tradycję, chęci zrobienia przyjemności bliskim, a nie wewnętrznych przekonań o połączeniu się na zawsze pod okiem bożym. Niegdyś ludzie mieli większy szacunek wobec staropolskiej obrzędowości, a rozwody nie były tak popularne. W XXI wieku ślub nie oznacza wcale miłości po grobową deskę.
               Często próbą dla par jest wspólne zamieszkanie. I wydawać by się mogło, że wszystko jest tak samo jak w małżeństwie, ale tylko pozornie. Bez „papierka” szybciej można się spakować i wyjść na zawsze, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia. Mężczyźni, widząc, że kobieta czuje się przy nim swobodnie, traktuje go jak przyjaciela, coraz częściej miewa „bóle głowy”, a po mieszkaniu pozwala sobie chodzić bez makijażu… Uciekają. Boją się, że ta rutyna nigdy się nie zmieni, a małżeństwo jedynie pogłębi zaistniały stan rzeczy. Coraz częstsze awantury o porozrzucane skarpetki i spóźnienie na kolację, są pretekstem do zakończenia wieloletniego związku. Łatwiej jest zamknąć za sobą drzwi, gdy nie wiąże go przysięga dana przed ołtarzem.
               Ale my, kobiety, musimy im pomóc w podjęciu tej ostatecznej decyzji. Dajmy im poczucie niezależności, nie zakazujmy im wypadów z kolegami do pubu i nie kłóćmy się z powodu kranu, który mimo wielokrotnych upomnień nadal jest niedokręcony. Mąż nie może być tylko mężem swojej własnej żony, musi do końca czuć się pełnowartościowym mężczyzną zarówno jako kochanek, jak i partner życiowy.
                                                                                                                                    A

poniedziałek, 18 marca 2013

Być kobietą, być kobietą...


Gdy słyszymy słowo kochanka, coś aż nas ściska w środku. Dlaczego? Bo żadna z nas nie chciałaby być tą „głupią” żoną, dziewczyną która jest zdradzana z tą „lepszą” wersją siebie. Tą niemarudzącą, nienarzekającą, nieprawiącą morałów. Chciałabym tu pominąć wszelkie kwestie moralno-etyczne, to nie o tym ma być mowa w dzisiejszej notce.
Stereotypowy mąż, stereotypowej żony zachowuje się stereotypowo, czyli szuka i znajduje sobie kochankę, która to ma kolokwialnie mówiąc przechlapane. Dlaczego?
Ano taka kochanka musi być również stereotypowa. Wspaniała. Niezwykła. Idealna.

Musi być oczywiście młodsza, a różnica wiekowa im większa tym lepsza. Dla tej „drugiej” wiąże się to, jakby nie patrzeć, z pójściem do łóżka z mężczyzną w wieku jej ojca, co najmniej. Ale przecież: 'facet stary sprawnie używa fujary'. Gorzej, jeżeli pewna granica wiekowa zostanie przekroczona i takowy mężczyzna okaże się impotentem. W tym momencie instytucja kochanki traci swoją rację bytu.

Kolejna sprawa, jaką chciałabym poruszyć to wygląd. Kochanka zawsze, ale to zawsze musi być zadbana (nie to, że kobiety nie powinny naturalnie dbać o siebie, ale kochanki powinny przesadnie), nie może mieć gorszych dni, a każdy szczegół wyglądu jest precyzyjnie dopracowany. Spędzenie dwóch godzin w łazience przed wyjściem nie zawsze jest fajne, ale czego się nie robi dla zadowolenia mężczyzny. Taka sytuacja szczególnie ma miejsce w sytuacji kiedy pracuje się razem. Praca na 8 żeby dojechać trzeba wyjść o 7, co niestety wiąże się z pobudką o 5!! Po przyjściu trzeba wyglądać na świeżą, wypoczętą, rześką, bo bycie zmęczoną, marudną jest zarezerwowane tylko dla żon/stałych partnerek. Dla kochanek jest to surowo zabronione.

Trzecia sprawa i najważniejsza. Kochanka ZAWSZE musi mieć ochotę na seks. Chociaż kwestia „ochoty” nie jest tu aż tak ważna, bo przy tym facecie zawsze ma się chęć, a to z kolei wiąże się z noszeniem mega seksownej bielizny, która niekoniecznie jest wygodna, cały dzień wżynający się paseczek od stringów może doprowadzić do szewskiej pasji. Należy uważać też aby tylko ON widział pasek od pończoch, co przy noszeniu krótkich spódniczek nie zawsze jest łatwe, szczególnie w sytuacji kiedy lubi się zakładać nogę na nogę. Cały dzień na 7 czy 8 cm obcasach też jest koszmarne, ale podniecające jednocześnie dla NIEGO. Więc jak jest się kochanką to się cierpi wieczorami.

Ostatnia sprawa. Kochanka musi udawać idiotkę. Facet 40+ wraz z posiadaniem „młodej dupy” na boku, głupieje. Czuje się jak młody bóg, niby, że jest taki piękny i wspaniały, więc wraz z nim trzeba się zachwycać. To chyba najtrudniejsze zadanie, bo słuchanie tekstów typu „Gdybym nie miał żony to…” albo „masz piękne oczy”, „kocham cię.. kiedy pójdziemy do łóżka?” słyszane po raz enty jest irytujące. Tylko że kochanka musi w tej sytuacji szczerzyć zęby i udawać, że on świetnie uwodzi i to co mówi wcale nie jest idiotyczne. Wcale, a wcale! W takiej sytuacji nawet nie jest już ważne, że jest się tą drugą. To przecież wyróżnienie.

 S.

poniedziałek, 11 marca 2013

Wyszłam za mąż zaraz wracam

Chyba jak każda z nas marzę o ślubie, przeglądam suknie w Internecie, katalogach; planuję w myślach wesele, dodatki, listę gości, muzykę. W tych wszystkich marzeniach zapominam o jednym, a mianowicie o tym, co jest potem, czyli o byciu pełnoetatową żoną swojego męża.

Nie śpieszy mi się do ołtarza, do mieszkania razem również. W momencie kiedy wyprowadziłam się z domu i zobaczyłam, że obiad nie robi się sam, że pranie również samo nie wkłada się do pralki ani nie wyjmuje. Byłam i nadal jestem zdana sama na siebie. Wszystko się wydaje takie proste kiedy się patrzy na to z boku, a rzeczywistość jest brutalna.

Bierzemy odpowiedzialność za tę drugą osobę w stu procentach. Nie można ukochanemu/ej zrobić na obiad kanapek czy też zupki chińskiej. Przecież nie tego się chce dla ukochanego mężczyzny czy też ukochanej kobiety. Wieczorem nie posiedzimy w wyciągniętej koszulce, tylko wskakujemy w seksowną bieliznę/koszulkę nocną, aby go podniecić. Seks jest na tym etapie jeszcze niesamowity, ale kosztem naszego ulubionego serialu, a na kolację już się nie zje swojego ulubionego chlebka z masełkiem czosnkowym.

Mieszkanie razem to ogromna odpowiedzialność i ciągła obawa o drugą osobę, dlaczego się spóźnia, czy nic się nie stało? Do tego trzeba dojrzeć. Czasami nawet po pięciu latach związku nie ma się tej pewności czy mieszkanie z partnerem jest odpowiednią rzeczą na jaką się decydujemy. Bo wspólne noce i śniadanka nie zawsze wyglądają tak jak na ekranach telewizorów, a my kobiety nie zawsze wyglądamy jak w reklamach. 

Mieszkając razem widzi się wszystkie wady ukochanej osoby, porozrzucane skarpetki, bieliznę rzuconą nie tam gdzie trzeba, brudne naczynia. Lepiej mieszkać oddzielnie i szczęśliwie niż za szybko męczyć się ze swoimi wadami, co może doprowadzić do rozpadu związku przez głupotę, czego się nie chce. 

Patrząc z perspektywy czasu, lepiej chyba było jak zza dawnych czasów panna mieszkała do ślubu z rodzicami. Potem wspólne mieszkanie nabierało zupełnie innego sensu, bardziej się to doceniało.


S.

niedziela, 10 marca 2013

Flight. Lot.

Środy z Orange, mój ulubiony dzień na wyjście do kina. Tym razem, jako, że towarzyszy mi Mój, podarowałam sobie wszelkie komedie romantycznopodobne, te zostawię na wieczory z przyjaciółkami.
Na ekranie, po fascynujących reklamach, wyświetla się 'Flight'.
Pretekstem do opowiedzenia historii pewnego pilota-alkoholika jest katastrofa samolotu, która w rezultacie kończy się całkiem 'szczęśliwie' dla podróżujących. Większość wychodzi z niej cało, z wyjątkiem kilku istot.  I to właśnie chyba mnie ruszyło w tym filmie, że nie jest to kolejna, banalna historyjka o tragedii samolotu, czy statku z domieszką love story, która nie kończy się wcale dobrze. Film kryje w sobie drugie dno, które jest bardzo wyraźnie pokazane na pierwszym planie - to alkoholizm i fragment życia człowieka, zmagającego się z tą chorobą na co dzień. Jego walka z samym sobą, z otoczeniem, ze sklepem monopolowym, a także i z samotnością, którą tuszuje kolejnymi butelkami whisky. Jak to zwykle w życiu bywa, początkowo otoczenia mu pomaga, wszelkimi dostępnymi środkami wyjść z nałogu. Nowo poznana kobieta, uzależniona tak jak i on z ogromną wyrozumiałością walczy wraz z nim, jednak i ona przegrywa. Przegrywa także najbliższy przyjaciel, rodzina oraz adwokat. Pomimo odniesionych porażek. Wraz z zakończeniem filmu okazuje się, że wygrywają, tak samo, jak i on. :)
Genialna rola Denzela Washingtona powoduje, że 2,5h filmu mijają niezwykle szybko. Zdecydowanie to wciąga.

Tak samo, jak alkohol wciąga coraz to młodsze istoty w swe sidła... choć trudno w to uwierzyć, alkoholikami, w dzisiejszych czasach, staja się już 20-latkowie. Niemożliwe? A jednak. Łatwość dostępu do tego rodzaju trunków powoduje, że czasem nawet z nudów, młodzi ludzie coraz częściej po niego sięgają. Zły dzień? Piwo na poprawę humoru. Dobry dzień? Warto go uczcić dobrym piwem na wieczór. Spotkanie ze znajomymi? Przecież nie odbędzie się przy herbatce. Impreza? Tu już sie nie liczy kieliszków.

Ktoś może stwierdzić, ze przesadzam, że od piwka, czy połówki nie można sie uzależnić. Oczywiście, ze jeśli ktoś pije z głową - umiarem w rozsądnych proporcjach to nie. Ale co jeśli student przychodzi na uczelnię i cały się trzęsie z niedoboru alkoholu? Czy to aby normalne?!

V.

sobota, 9 marca 2013

To tylko seks?


Kolejny raz budzisz się przy nim w łóżku. Uważnie przyglądasz się każdej części jego twarzy. Chociaż znasz ją już na pamięć. Tak, jak jego samego. Znasz jego potrzeby, każde przyzwyczajenie, każdy włosek na jego ciele. Ale minęło już sporo czasu odkąd nie jesteście razem.
 Na początku czułaś przygnębienie, miałaś poczucie, że jesteś do niczego. Przez wiele dni nie rozstawałaś się z łóżkiem i wagonem chusteczek. Uważałaś, że jesteś nieatrakcyjna, że już nigdy nie będziesz szczęśliwa. Aż nadeszła chwila, gdy znów znalazłaś się w jego ramionach. Znów poczułaś się potrzebna, atrakcyjna, podbudowałaś swoją zburzoną samoocenę. Nie może ode mnie odejść – pomyślałaś. Ale dla niego seks z tobą może być czymś zupełnie innym, niż dla ciebie.
Przede wszystkim, on zna ciebie tak samo, jak ty jego. Czyli bezgranicznie. Znalezienie odpowiedniej partnerki na stałe nie jest wcale tak proste jakby się wydawało. A wizyty u ciebie są po prostu wygodniejsze. Nie musi udowadniać swojej męskości, swoich umiejętności w łóżku. Ty go akceptujesz bezgranicznie takim jakim jest. Spędziliście ze sobą ładnych parę lat, więc i on czuje się przy tobie bezpiecznie. Mężczyźni mają większe potrzeby seksualne. Dla nich seks nie równa się miłość. Czasami nieumyślnie zatrzymujesz go przy sobie. Ma on poczucie, że cierpisz, że nie radzisz sobie z nową sytuacją i chce na nowo obdarzyć cię opieką, oferując swoje ramię. Co nie znaczy, że chce wrócić do tego, co było.
Regularny seks z eks, podświadomie przywołuje myśl, że może jednak do siebie wrócicie. Przy takiej okazji próbujesz go zaskoczyć. Zrobić coś, na co wcześniej byś się nie odważyła. Chcesz pokazać, co stracił, doprowadzić do  granic wytrzymałości.  A jeśli on uzna to jako nieoczekiwany prezent, a ten, kto pierwszy wyrazi chęć powrotu, okaże się wielkim przegranym, przyznając się do winy?
Nie umiemy zamknąć za sobą drzwi, powiedzieć sobie na zawsze „żegnaj”, a to oznacza, że na pewno coś do mnie czuje, że chce wrócić, ale z jakichś przyczyn na razie tego nie zrobi. Z równie wielu przyczyn może zgodzić się na seks z tobą. Ty liczysz, że kiedyś zrozumie, że rozstanie było pomyłką. Nie możesz pogodzić się utratą najbliższej ci osoby i chcesz go przytrzymać przy sobie jak najdłużej. Ale może być tak, że ty kierujesz się uczuciami, a on jedynie testosteronem, który nie pozwala mu utrzymać wstrzemięźliwości seksualnej. Jeżeli wyczuwasz, że były partner nie chce od ciebie niczego więcej prócz seksu, uciekaj. Nie narażaj się na upokorzenie i ból psychiczny.
Na pewno mnie to nie dotyczy. On na pewno mnie kocha. Wszystko tak naprawdę zależy od sposobu rozstania. Czasami jest to bolesna decyzja obu stron, powodująca łzy i u niego, i u ciebie. Niektórzy ludzie nie potrafią żyć razem, ani osobno. Byli dla siebie nie tylko partnerami, ale także najlepszymi przyjaciółmi. Potrzebują czasu rozłąki, by móc przemyśleć i poukładać swoje dotychczasowe życie. I wtedy seks może wypływać z miłości. W miłości jest się pozbawionym logicznego myślenia, a resztki szarych komórek ulatują gdzieś niewyobrażalnie daleko… I wtedy, zapominając o wszystkim, co nas otacza, kolejny raz budzisz się przytulona do jego ramienia. Przecież jeszcze niedawno powtarzałaś, że „dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki”. Ale „były” to nadal miłość twojego życia. I jest ci dobrze tak, jak jest. Nie wyobrażasz sobie niczego, nie oczekujesz niczego. Po prostu spędzasz z nim czas, bez kłótni, bez wyprowadzek… Tak, jak być powinno od zawsze, a nigdy nie mogło być. Takie „gierki” mogą toczyć się latami, ale tylko z prawdziwej miłości może na nowo stworzyć się trwała relacja.
                                                                                                                 A.

sobota, 23 lutego 2013

Córy Koryntu

Spotkały się we trzy. Początki były trudne, ale od czego jest wino. Częste spotkania, wspólne noce spędzone na długich rozmowach. Pewnego dnia padł pomysł "idziemy na rekrutację do gazety" i tu nastąpił przełom:
V: Dlaczego nie mamy pracować dla siebie? Załóżmy bloga!
S: To świetny pomysł. Anonimowo. O kobietach, facetach, seksie. Stwórzmy coś czego nie ma, coś czego same szukamy w internecie.

Jak pomyślały, tak też uczyniły. Kolejnego wieczoru znów się spotkały, już bez wina, ale za to z kubkami gorącej melisy, Toffifiee, pizzą oraz głowami tryskającymi pomysłami. Wystukały adres bloga i się narodziły niczym mitologiczna Afrodyta z morskiej piany. Znalazły swoje miejsce w sieci. Wiedzą czego chcą i z uporem seksualnego maniaka będą dążyć, by osiągnąć spełnienie własnych żądz. 

Seks, mężczyźni, interakcje międzyludzkie, doświadczenia, rozkosze i namiętności. To wszystko, a nawet więcej postanowiły przelać do wirtualnego świata. Nie są fankami Pięćdziesięciu twarzy Greya oraz książki pseudo modelki i pisarki Felicjańskiej. Mają własne zdanie niezależne od czasu, miejsca i akcji. Nie boją się go głośno przedstawiać. Nie są kolejną próbą zaistnienia na wirtualnych kartach, która znudzi się im po dwóch tygodniach. Tworzą coś większego, coś co jest wewnętrzną potrzebą wyrażenia siebie.





Ze względu na nasze życie zawodowe pozostajemy anonimowe.