niedziela, 28 kwietnia 2013

Galimatias czyli kogel-mogel

              21 lat. Jesteś starą panną. Musisz wyjść za mąż. Chłopak, z którym się spotykałam został moim mężem, bo przecież co ludzie powiedzą. Nie jestem już nastolatką, zegar biologiczny tyka, czas pomyśleć o dziecku.  Ciąża, wspólne wychowywanie, kłótnie, rozwód, samotne wychowywanie…
              Innym się udaje. Miłość na całe życie. Dwie pasujące do siebie połówki, które odnalazły się w młodym wieku i pożegnają pod koniec życia.
              Ale już mamy XXI wiek. Większość ludzi przed dwudziestym piątym rokiem życia nie myśli o małżeństwie, a tym bardziej o zakładaniu rodziny. Teraz priorytetem jest wykształcenie, znalezienie dobrej pracy i zapewnienie sobie godnego życia. Miłość inaczej przebiega niż kilkanaście lat temu. W tak zwanym „konkubinacie” (choć bardzo nie lubię tego określenia) można żyć wiele lat, a pierścionek zaręczynowy na palcu kobiety może się nawet nigdy nie pojawić. Jeden powie: po co mi papierek, przecież jesteśmy szczęśliwi bez tego. Ale może problem tkwi w tym, że mężczyźni boją się deklaracji i podpisania kontraktu na całe życie? To wieczni chłopcy, którzy chcą jeszcze, nawet w dojrzałym wieku, poszaleć, zaznać czegoś nowego. Zastanawiają się czy ich partnerka jest właśnie TĄ JEDYNĄ. Pojawiają się wątpliwości, do głowy przychodzi coraz więcej pytań… Boją się utraty niezależności i wolności. Mimo, że kochają swoje partnerki, mają ochotę wyjść z kolegami na piwo i poopowiadać sprośne dowcipy.
             Kobiety są zupełnie inne. Gdy ich serce zabije mocniej, chciałyby spędzić z ukochanym 24 h na dobę, oglądając komedie romantyczne, dzielić się całym swoim życiem i planować wspólną przyszłość. Zadziwiające jest to, że od dawien dawna ludzie łączą się w pary, ale dopiero teraz na dźwięk hasła „ślub” mężczyźni reagują paniką. Może to swoboda wieku, uniezależnienie się kobiet i coraz większa liberalność społeczeństwa przyczyniła się do takiej zmiany postaci rzeczy? Dzisiaj już tylko nieliczni rodzice powiedzą 21-letniej córce:, jesteś starą panną, sąsiedzi gadają, że powinnaś już myśleć o mężu. Teraz ceremonia ślubna w kościele odbywa się przede wszystkim ze względu na tradycję, chęci zrobienia przyjemności bliskim, a nie wewnętrznych przekonań o połączeniu się na zawsze pod okiem bożym. Niegdyś ludzie mieli większy szacunek wobec staropolskiej obrzędowości, a rozwody nie były tak popularne. W XXI wieku ślub nie oznacza wcale miłości po grobową deskę.
               Często próbą dla par jest wspólne zamieszkanie. I wydawać by się mogło, że wszystko jest tak samo jak w małżeństwie, ale tylko pozornie. Bez „papierka” szybciej można się spakować i wyjść na zawsze, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia. Mężczyźni, widząc, że kobieta czuje się przy nim swobodnie, traktuje go jak przyjaciela, coraz częściej miewa „bóle głowy”, a po mieszkaniu pozwala sobie chodzić bez makijażu… Uciekają. Boją się, że ta rutyna nigdy się nie zmieni, a małżeństwo jedynie pogłębi zaistniały stan rzeczy. Coraz częstsze awantury o porozrzucane skarpetki i spóźnienie na kolację, są pretekstem do zakończenia wieloletniego związku. Łatwiej jest zamknąć za sobą drzwi, gdy nie wiąże go przysięga dana przed ołtarzem.
               Ale my, kobiety, musimy im pomóc w podjęciu tej ostatecznej decyzji. Dajmy im poczucie niezależności, nie zakazujmy im wypadów z kolegami do pubu i nie kłóćmy się z powodu kranu, który mimo wielokrotnych upomnień nadal jest niedokręcony. Mąż nie może być tylko mężem swojej własnej żony, musi do końca czuć się pełnowartościowym mężczyzną zarówno jako kochanek, jak i partner życiowy.
                                                                                                                                    A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz