wtorek, 4 czerwca 2013

Być tą trzecią



            Jej twarz widzę w miejscach, w których nie ma prawa się pojawić. Na dźwięk jej imienia przed oczami mam najróżniejsze obrazy, przywołujące nie najlepsze momenty z mojego życia. Nienawidziłam jej twarzy, jej sposobu poruszania się, jej sposobu mówienia. A przecież to ja jej odebrałam szczęście. Z buciorami brutalnie wtargnęłam w jej świat, kierując się tylko chęcią zaspokojenia swoich pragnień i spełnienia swoich marzeń. Ona też miała marzenia. Ich wspólne marzenia. Miała plany. Ich wspólne plany. Ja jej to wszystko zabrałam. Chciałam zbudować swoje szczęście na podwalinach jej rozpaczy.
            Może dlatego nigdy nie byłam w pełni szczęśliwa. Nieustannie wracałam myślami wstecz, szukając wyjaśnienia i odpowiedzi na pytania, które nie chciały ulecieć z mojej głowy. Czy on mnie naprawdę kocha? Czy jego miłość do niej już wygasła? Czemu tak długo zwlekał?
         Przecież tak samo mógł postąpić ze mną. Ukrywać zdradę przez wiele miesięcy, które po jakimś czasie przerodziłyby się w lata. Wyrzekać się miłości do mnie, zapewniać inną, że kiedyś mnie porzuci, że na razie to nie jest takie proste. Nie umiałam spojrzeć na siebie w lustrze. Widziałam kochankę, która zrujnowała kawałek życia innej kobiecie. Kobieta nie powinna czynić krzywdy drugiej kobiecie. Widziałam jej łzy, gdy się do mnie zbliżał. Dlatego budowałam mur między nami, którego żaden z nas nie umiał przełamać. Na początku cielesnością chciałam go przy sobie zatrzymać. To był mój azyl, który dawał mi pewność, że w tamtej chwili myśli tylko o mnie, że spędza ze mną czas, a nie z nią. Każda minuta była ważna. Każda minuta, której nie spędzał ze swoją dziewczyną.
Potem bałam się jego bliskości. Nie widziałam już jej łez, ale czułam swoje spływające po moich policzkach. Czułam się brudna i upodlona, mimo, że wybrał mnie, porzucając tamtą. Byłam lepsza. Ale w czym? Zwabiłam go niczym modliszka, nie zważając na cierpienia innych. Szukałam usprawiedliwienia w tym, że to on obiecując szybkie rozstanie z nią, zaproponował pierwsze spotkanie. U mnie w domu. Nie na ulicy, bo ktoś mógłby nas zobaczyć.
Pewnego razu nas zobaczyła. On pobiegł za nią, a ja zostałam w deszczu, próbując zapalić papierosa. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona. Cieszyłam się na myśl, że musi jej się tłumaczyć, w głębi duszy czułam do niego odrazę. Miałam nadzieję, że tym razem ten związek się skończy, a w myślach kreowałam wizję, w której to ja jego odrzucam. Ale w głębi duszy wiedziałam, że nigdy tak się nie stanie. Że, gdy tylko powie mi, że z nią koniec, ja potulnie wtulę się w jego ramiona, szczęśliwa, że moje marzenie się spełniło. 
                                                                                                             A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz